wtorek, 4 marca 2014

PALMS - 2013 IPECAC RECORDINGS - IPC139LP - 6 89230 01391 4

     Czy skok w bok może obejść się bez przykrych konsekwencji? Jeśli zrobi się to jak Chino Moreno z członkami (;-)) Isis, to jak najbardziej. A przyjemności będzie co nie miara. "Palms", owoc który powstał w wyniku tej przygody jest dla mnie naturalnym kontynuatorem dokonań zespołu, który w poprzednim poście prezentował nam swoje podsumowanie. Na warsztat wziąłem winylową wersję, która przez wydawcę została wyposażona w Download Card (jak wcześniej opisywany "Temporal" - może będzie to stały numer Ipecaca).

Palms - front


     Podobno źródłem dla matrycy winylowych płyt jest teraz często wersja cyfrowa nagrania, więc gadka o naturalnym brzmieniu instrumentów na tworzącej się między głośnikami scenie nie ma sensu. Nie wiem, jak było w tym przypadku, ale czasem w mocniejszych momentach dźwięk gitar jest lekko spłaszczony, choć mi w żaden sposób nie zakłóca to odbioru. Jest bardzo przyjemnie. Moreno bez problemu wyśpiewuje to, co ma wyśpiewać. Słychać, że robi to z pewnym zapasem możliwości. Niestety, czasem używa efektów zmieniających jego głos i na przykład pod koniec utworu "Patagonia" zlewa się blachami i gitarą. W tym przypadku nie brzmi to najlepiej. Czy to wina złego masteringu na winyla, czy mojego sprzętu - nie wiem. Z płyty, którą wypaliłem z Download Card brzmi to bardziej selektywnie.

Palms - inside

     No, ale to są szczegóły. Lepiej skupić się na przyjemności. A takiej w ogromnej ilości dostarczył mi "Future Warrior", kawałek do którego powstał fajny teledysk (tutaj link). Przy każdym kolejnym oglądaniu/słuchaniu brzmiał coraz lepiej. Wreszcie naumiałem się go całkowicie. I co? Gdy pierwszy raz póściłem ten numer z płyty, okazało się, że tamto, to tylko okrojona wersja na potrzeby promocji. Oryginał o wiele dłużej się zaczyna, gitary wygrywają inne melodie, a gdzieniegdzie słychać dodatkowe wokalizy. Kończy się też dłużej, pozwala nam się uspokoić.

     Ogólnie nazwałbym ten album balladowym, ale to źle mi się kojarzy z cukierkami z końca lat '80, więc napiszę, że jest nostalgiczny. Muzyka jest dużo spokojniejsza niż Isis. Moreno też się tak nie rzuca. W "Mission Sunset" śpiewa tak delikatnie, jakby nigdy nie był w Deftones. Udało im się stworzyć coś nowego. To płyta dla zakochanych inteligentów, żeby się wyciszyć, zastanowić nad życiem, wartościami, przemijaniem.

Palms - back

     Na szczęście, żeby nie było tak kolorowo, w ostatnim kawałku pt. "Antarctic Handshake" Palms trochę wyszli poza ramy, które wcześniej zbudowali. Utwór długo się rozkręca w klimacie starego 4AD, nie ma wyraźnego rytmu, przeważają wysokie tony i pogłosy. Potem robi się z tego bardziej utwór instrumentalny. Pojawia się męczący dźwięk, narasta, aż wreszcie wysuwa się na pierwszy plan. Po długotrwałym, jednostajnym nacisku na moje błony bębenkowe zaczęło mi się wydawać, że to rój pszczół. W końcu dźwięk się wycisza, zaraz potem wycisza się gitara i koniec płyty. Moje błony to przeżyły - dalej jestem dźwiękowym prawiczkiem - to były pieszczoty bez penetracji.

Palms - download card

     Pozostaje trochę niedosytu. Może najbardziej z powodu czasu (mamy tylko 47 minut), a trochę też z powodu małej ilości "eksperymentalnych" zagrań zespołu. Spotkanie matematycznej dokładności ostrych dźwięków gitarowych z przeżywającym wszystko bardzo ekspresyjnie wokalem Chino dało o dziwo bardzo delikatny wynik. I tyle. Przypominam Wam o teledysku. A panowie z Palms, do nagrywania następnego materiału. Tym razem zacznijcie "od Gis, od gitary".

Elo, elo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz