sobota, 1 lutego 2014

NINE INCH NAILS - SEED EIGHT [REMIX 2014 EP]

     Reznor właśnie wydał (w sieci) płytę remiksów do "Hesitation Marks". Niestety są na niej tylko 4 utwory, co dla mnie jest mocno rozczarowujące. Do EPki "Broken" była EPka "Fixed", do "The Downward Spiral" było "Further Down The Spiral" itd. Nawet do utworu "The Perfect Drug", który ukazał się na soundtracku do "Lost Highway" Lyncha, powstała EPka z pięcioma remiksami tego jednego kawałka. Było czym się rozkoszować. Tu do pełnorozmiarowego albumu dostajemy EPkę z remiksami tylko 4 utworów. Chyba, że jeszcze coś wyjdzie. No, dobra...

     Zaczyna się remiksem "Satellite". Zamykam oczy i czuję, że lecę. Lot jest to spokojny i zaczyna się robić nudno. Po trzech minutach z okładem rytm się zagęszcza, po dodatkowej minucie zagęszcza się jeszcze bardziej, ale robi się z tego klubowy trans. Trochę ten trans męczy, szczególnie, jeśli po Reznorze spodziewaliśmy się czegoś mocniejszego, ale jak to z transem jest, w pewnym momencie zapominam o minusach i w niego wpadam. Niestety wtedy zostaję z niego wyrwany, bo utwór właśnie się skończył. Czyli moim zdaniem jest albo za długo, albo (w tej konwencji) za krótko.

     Dwójka, "Running". Szybki, fajny, zadziorny rytm, wydaje się, że będzie ciekawie. Niestety znowu nuda. Panuje klimat rozmytego dźwięku, w oryginale było ciekawe stłumienie. Uważam, że remix powinien rozwijać pomysły oryginału. Artysta (w tym przypadku Cold Cave) bierze na warsztat kawałek, miesza go, dodaje coś od siebie i układa na nowo. W tym przypadku horyzont został zawężony. Może nie jest tak bardzo źle, ale jeśli rękę na pulsie trzyma Reznor, to mam prawo spodziewać się czegoś więcej. Tymczasem więcej wrażeń dostarcza mi późnowieczorny "running" po mojej okolicy do monopolu.

   Remix "Copy Of A" od początku uderza we mnie hipnotycznym klimatem. Widzę, że będzie tego ponad osiem minut. Rytm i dźwięki z syntezatora przez prawie cały czas są tylko modulowane. Czasem jest coś dorzucone, ale nie jest to coś ciekawego. Trzeba to zapętlić i wsadzić do hipermarketów, a ludzie w transie będą wychodzić dopiero po zapełnieniu koszyka - coż, szkoda...

     "Everything" - nareszcie coś ciekawego. Reznor zaczyna słowami, że przetrwał już wszystko - może miał na myśli trzy pierwsze utwory, my też je przeżyliśmy. Tu, w czwartym, mamy urozmaicenie. Jest ciekawie, a najciekawiej z samym wokalem Reznora, który jest modulowany, pocięty, poszarpany, a potem złożony w oryginalną całość. Może na "Fixed" wyglądałoby to słabo, ale tutaj, w takim sąsiedztwie, jest dobrze.

     Całość niestety marna, ale można powiedzieć, że to tylko zabawa. Szkoda, że ostatnio dużo "wydawnictw" wychodzi bez fizycznej postaci, bo może artyści bardziej przykładaliby się do zawartości, którą podpisują swoim logo, jeśli płyta musiałaby zarobić na siebie (nie mówię o komercji). Podejrzewam, że za kilka lat ciężko będzie kupić album w fizycznej postaci. Nie mam na myśli winyli, ale już teraz coraz częstszą praktyką jest dodawanie do winyla kodu uprawniającego do ściągnięcia obrazu płyty w jakości CD.

     Czekamy na coś lepszego.

Elo, elo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz